piątek, 11 lutego 2011

Desperacja.

Dziś krótko i treściwie. Skończył się mój dwudziestomiesięczny związek, trzyletnia czysta, piękna i niczym niezmącona przyjaźń. Straciłam faceta, najlepszego przyjaciela, powiernika i bratnią duszę (jakkolwiek to brzmi, tak było).
Oprócz tego mam początki zapalenia płuc albo oskrzeli albo jakichkolwiek narządów umieszczonych w klatce piersiowej (serca?).
Mam też znp i czekam na okres, który mam nadzieję nadejdzie, bo przyznam bez bicia, że po dzisiejszej stracie niemiłą dość niespodzianką byłaby taka, że brak przyjaciela uzupełnię bobasem.
Te trzy rzeczy sprawiają, że jestem niczym chodzący wulkan płaczu.
Ale nie mażę się. Jeszcze nie czas na to.
Aaaaaaaaapsik!

5 komentarzy: