piątek, 14 stycznia 2011

it's such a hay.

Jedyne co zdołałam wczoraj napisać w kopii roboczej to - Jestem wykończona. Toteż zamknęłam okno zamieszczania postów i walnęłam się niczym waLEŃ (taka rybka-ssak) przed telewizorem z wszechwładczym pilotem w dłoni. Po powrocie do domu, pierwszym ciepłym posiłku zjedzonym po 20, pomiędzy 21.00-00.00 nie robiłam nic konstruktywnego poza lataniem w te i we w tę po wszystkich 150 kanałach jakie oferuje mi mój domeczek. Wszystko byłoby całkiem zabawne i przyjemne gdyby nie fakt, że nawet takie leniwe leżenie męczyło mnie niemiłosiernie.Zresztą nie ma się co dziwić. Przecież to trwało trzy godziny, a wszystko to działo się przy wtórze narzekań mojej kochanej mamuli - na ojca, na sąsiadkę, na psa, na pieniądze, na korki, na pogodę...etcetera.


Od rana rozmyślam o moich życiowych uzależnieniach. Bo każdy ma jakieś. Według obiegowej opinii uzależnienie to "nabyta silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności lub zażywania jakiejś substancji"*. Uzależnieni możemy być od papierosów, kofeiny, teiny, seksu, jedzenia, internetu... Gdy mówi się lub myśli o uzależnieniu najczęściej chodzi o fajki, dragi lub alkohol. A przecież jest wielu ludzi całkowicie wolnych od tych używek. Nie znam jednak osoby całkiem wolnej od uzależnień. Każdy ma coś dla czego zrobiłby wszystko. Każdy ma swoje przyzwyczajenia i dziwactwa. Jedni większe, poważniejsze, bardziej bezwzględne, inni delikatne, małe głupoty, bez których nie wyobrażają sobie życia. Nie mniej jednak każdy, absolutnie każdy ma swoje własne uzależnienie (jestem nawet skłonna stwierdzić, że nie jest to jedno uzależnienie). Jednak według maksymy z filmu Pula Śmierci - "Zdania są jak dupy. Podzielone". Zastanówmy się czy w kwestii uzależnień też tak jest.
Mam przyjaciółkę uzależnioną od samozaspokajania się. Żarty o niej i prysznicu na stałe ugrzęzły w kanonie żartów i kpin obowiązkowych mojego skromnego grona znajomych.
Inna znajoma uzależniona jest od zakupów...spożywczych. Potrafi wydać wszystko co ma w portfelu na produkty spożywcze absolutnie zbyteczne i zbędne. Tym bardziej, że nie lubi gotować.
Jeden z moich kumpli jest uzależniony od diet. Od kiedy go znam (a będzie już z półtora roku) wciąż jest na jakiejś. To białkowej, to south-beach, to kopenhaskiej.
Znam też osobiście ludzi uzależnionych od: imprez, kłamania, miłości, związków, muzyki i wiele wiele innych.
Sama mam na liście kilka dziwnych uzależnień. Jestem uzależniona od swojego chłopaka i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że momentami to bywa jedyna kwestia, która powstrzymuje mnie przed radykalnym zakończeniem, tej pięknej, aczkolwiek momentami toksycznej miłości. Dlaczego dotąd nie odeszłam? Bo to byłoby zbyt łatwe, a ja nadal myślę, że wszystko można wyprostować i naprawić. Poza tym nie lubię się poddawać.
Jestem uzależniona od planowania swojego dnia. W notesie mam masę małych samoprzylepnych karteczek we wszystkich kolorach i kształtach na których skrupulatnie zapisuję wszystko dzień w dzień, aby potem sukcesywnie wykreślać swoje codzienne obowiązki, jeden po drugim. Mam już wyćwiczone swoje skróty (bo karteczki są przecież małe, a ja mam dużo do zrobienia), mam też piramidę priorytetów, a także system przenoszenia mniej ważnych czynności na dzień następny. Gdy nie mam swojego notatnika - dosłownie choruję.
Moim uzależnieniem jest też obsesyjna chęć zaplanowania wszystkiego. Moje plany sięgają za sierpień 2011, a plany te są tak nierealne, że aż razi - co gorsza jak widać, jestem tego świadoma.
Do tych trzech nietypowych można dodać jeszcze uzależnienia od :  kawy, herbat, czekolady, telefonu komórkowego, muzyki i odchudzania. Ano i jestem emerytowaną bulimiczką, co warunkuje u mnie skłonności do nerwowego objadania się, ale tego nie traktuję jako uzależnienie, bo już jestem ponad tym i naprawdę nieźle idzie mi panowanie nad sobą.
Większość rodzajów uzależnień, które wymieniłam jest destrukcyjna, prowadząca do wszelakich zaburzeń (prędzej czy później). Czy myślicie zatem, że idealny świat to taki bez uzależnień? Tylko jeśli tak, to do czego dążyliby wtedy ludzie? Co byłoby ich radościami? Bo przecież w uzależnieniu chodzi o jakiś "sukces", "przyjemność", "radość"... Czy bylibyśmy szczęśliwi bez własnych indywidualnych dla każdego z nas dziwactw?


*fragment definicji z wikipedia.org

5 komentarzy:

  1. ratunku, planowanie! to mnie przeraża.
    generalnie należę do grupy uzależnionych od kłamstw, komórki i faceta. taki wniosek po mało wnikliwej analizie xd.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie mam pojęcia od czego jestem uzależniona. Chyba do obsesyjnego uważania i myślenia o tym, co jem. Od bloga? Może. Od seriali. Ale w sumie wszystko jakoś potrafię odrzucić na plan dalszy, jeśli trzeba. Trudno wiec w tym przypadku mówić o prawdziwym uzależnieniu. Może więc od robienia czegoś - źle mi jak leże i i kradnę Panu Bogu czas.

    I fajne określenie - emerytowana bulimiczka. Chyba należę do tej samej grupy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaaa.. obsesyjne zwracanie uwagi na to co jemy to też moje uzależnienie. Ale to chyba nasza cecha "gatunku" więc.. nic na to nie poradzę.
    Od bloga może nie, ale od uzewnętrzniania się na forum publicznym to i owszem.
    Wbrew pozorom emerytowanych bulimiczek jest więcej niż nam się wydaje. Tyle, że w PL to nadal tabu i tak naprawdę większość dziewczyn jest nieświadoma, albo co gorsza nie ma pomocy znikąd. Ja poradziłam sobie z tym sama, ale za każdym razem gdy to wraca widzę, że tego nie pokonałam :/

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak Ma-ruda z ostatnim zdaniem zgadzam się jak nigdy. Ja tez poradziłam sobie sama, co śmieszne obudziło mnie zamartwianie się o stan zębów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie. Zęby i ręce :/ Alarm tak zwany ;)

    OdpowiedzUsuń