niedziela, 9 stycznia 2011

Za krótki weekend.

Mimo, że w tym tygodniu mój weekend zaczął się w środę i trwał do dzisiaj to i tak mam wrażenie, że był za krótki. Niby zrobiłam wszystko co miałam zrobić, a mimo to jakoś nie czuję się spełniona. Wręcz przeciwnie, przez ostatnie dwa dni nie robiłam nic innego tylko się uczyłam. Jestem teraz bardziej wytyrana niż po całym tygodniu, a co to dopiero będzie jutro (?!). Ten tydzień zapowiada się niezwykle stresująco, męcząco, nawet powiedziałabym, że będzie to istna katorga naukowa. Ale damy radę, moi drodzy skoro Markownikow potrafił sformułować zasadę przyłączania substancji HX do węglowodorów, to co to dla panny Ma-rudy, nauczenie się jej i wdrożenie jej w życie i skomplikowane zadania z chemii organicznej. Toż to pikuś! I takiego sposobu myślenia się trzymam. Będę co dzień powtarzać sobie, że dam radę, że wszystko umiem, że nie będzie źle. Dobre podejście plus niepoliczalne nakłady ciężkiej pracy w efekcie zapewnią mi sukces i piękne wyniki semestralne.
Tryskam optymizmem, prawda? To chyba efekt uboczny przeuczenia.

Dziś moi rodziciele mają osiemnastą rocznicę ślubu. Jakby nie patrzeć wkroczyli w wiek dojrzałego związku. Mimo najróżniejszych zawirowań, dramatów rodzinnych, dali radę i są razem 21 lat, w tym 18 lat w związku małżeńskim. Wiecie dlaczego to mnie cieszy? Bo ja z moim Ł. jesteśmy jak ten pies i kot. Żremy się jak dzicy. Jeśli któreś z nas popełni jakiś błąd automatycznie wybucha dzika awantura z trzaskaniem drzwi, obrażaniem się i pyskowaniem w roli głównej. W zasadzie jak tak o tym pomyślę teraz, to określenie "pies i kot" wydaje się nadzwyczaj subtelne i delikatne. A wracając do rocznicy rodziców to cieszę się, bo jeśli oni z tymi wszystkimi swoimi dysfunkcjami przetrwali tyle czasu, to my też mamy szansę. Nawet spore, bo na mój związek nie będzie się nigdy składać : kłamstwo, zdrada i oszustwa. Przynajmniej póki co mam nadzieję, że zdołamy się przed tym ochronić. Nawet jeśli to brzmi naiwnie (niewykluczone, że nadal żyję w wyśnionej bańce mydlanej), to ja naprawdę w to wierzę. I myślę, że Ł. też. Bo jak na faceta, to jego kręgosłup moralny wygląda całkiem nieźle. Co niezmiernie mnie cieszy.

Wszyscy wkoło mnie szaleją na wyprzedażach. A mi serce pęka bo od około roku cierpię na chroniczny brak gotówki, szczególnie takiej, którą mogłabym przeznaczyć na szaleństwo zakupowe. Ł. załatał tymczasowo moje serduszko kupując mi długą, damską koszulę rodem z męskiej fantazji o noszeniu koszuli (samej koszuli, tylko koszuli, ewentualnie wełnianych skarpetek do niej). Dzięki tej łatce poczułam się zdecydowanie lepiej, mimo wciąż trwającego kryzysu finansowego. A z koszuli jestem zachwycona. Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi Ł. za podratowanie mojego ego modowego.
Co się jeszcze tyczy kryzysu finansowego w moim skromnym jednoosobowym gospodarstwie domowym, to prawo jazdy, które miałam zaczął pięć dni temu, leży nadal odłogiem. Niestety, w tej kwestii prognozy nie są tak pozytywne i obiecujące jak w sprawach naukowych, toteż tu niestety tryskanie optymizmem nie działa. Najwyraźniej efekt uboczny przeuczenia występuje jedynie na obszarze nauki. A szkoda.

1 komentarz:

  1. Wszystko przed Tobą Marudo. Ja zrobiłam prawko dopiero trzy lata temu i żyję. Ba! nawet jeżdżę ;)

    OdpowiedzUsuń